Zawsze bałam się kremów anti-aging - kiedyś kojarzyły mi się z ciężkimi konsystencjami i tłustymi formułami.

---



Na szczęście to już tylko moje fanaberie, bo kosmetologia poszła do przodu i nawet mój krem matujący Collistar (który kocham i który - mam nadzieję - będzie dostępny zawsze) ma działanie przeciwstarzeniowe.

Wiecie już jednak, że nie lubię tłustych kremów, ale to zostało mi jeszcze z czasów, gdy moja cera była nadproduktywna i ciągle się świeciła. (Wciąż się świeci, ale już mniej.)

Wróćmy do meritum. Do czego zmierzam? Do tego, że mam hopla na punkcie kosmetyków lekkich, takich które można nakładać jeden po drugim. Wszyscy zachwycają się koreańskim rytuałem piękna, a ja to stosowałam już jako nastolatka, kiedy trafiłam na dobrego dermatologa, który wyjaśnił mi, że skóra przyjmie po kolei różne preparaty, jeśli będą odpowiednio lekkie i jeśli zachowamy stosowną kolejność. Zmywałam więc twarz mleczkiem (jakie oczyszczanie olejami? to było nie do pomyślenia), później żelem, tonizowałam, nakładałam preparaty złuszczające i na koniec kremy nawilżające. 5 kroków minimum.

Ta wieloetapowa wieczorna rutyna została mi do dziś, choć kosmetyki się zmieniły, bo zmieniła się rzecz jasna moja cera.

ekoAmpułka 2 - ANTI-AGING od Naturativ

Ta ekoampułka to coś, co wpisuje się idealnie między tonik (lub żel o kwaśnym pH - to inny temat, kiedy tonik jest niezbędny, bo wg mojego dermatologa nie musimy po niego zawsze sięgać) a krem na noc (aktualnie figowy od Mokosh - pisałam już o nim).

Ponieważ krem nie jest ciężki, skórę na wieczór chcę doładować jak baterie. Dostarczyć im możliwie najwięcej najlepszych składników. Krem tego nie załatwi, więc trzeba się wspomagać.

To serum (bo to wciąż serum, mimo nazwy) zawiera wszystko, czego mogę chcieć: antyoksydanty, kwasy omega 3 i 6, flawonoidy, polisacharydy, fosfolipidy, witaminę A (czy wspominałam, jak kocham ten składnik?), substancje chroniące i odbudowujące elastynę. Nawet olej arganowy się tam zmieścił!

Jest arcylekkie, minutę po nałożeniu skóra jest taka, jaka była po umyciu żelem. Nie czujemy nic, żadnych lepkich pozostałości, wszystko wsiąka jak woda w gąbkę. I to mi bardzo odpowiada.

Zapach już mniej, bo na początku jest lekko… grzybowy! Tak! Długo zastanawiałam się, co przypomina mi ten aromacik i doszłam do wniosku, że pierwsza nuta jest lekko pieczarkowa, ale bardzo szybko się ulatnia. Oznacza też, że serum nie jest perfumowane. Rzut oka na skład - faktycznie nie. Zapach pochodzi od wszystkich substancji w nim zawartych, producent niczym go nie zamaskował.

Opakowanie jest bardzo precyzyjne, jak na serum przystało, wyposażone w pipetę, która dokładnie dozuje mleczno-jogurtową emulsję.

Skłamię, jeśli powiem, że od razu zobaczyłam spektakularne efekty, ale to dlatego, że po prostu NIE WIERZĘ w kosmetyki, które z dnia na dzień transformują cerę. Ufam rutynie, pielęgnacji każdego dnia. Zadbana skóra to efekt dobrych nawyków.

Na koniec jeszcze zdradźmy, co zawiera ekoampułka:

    •    Ekstrakt z liści Manilkara multinervis- chroni włókna kolagenowe i odbudowuje elastynę
    •    Likopen z pomidora - chroni przed promieniami UVA i UVB
    •    Olej arganowy - chroni przed wolnymi rodnikami, wygładza zmarszczki, nawilża
    •    Wyciąg z algi Laminaria ochroleuca - koi, wspomaga gojenie, wzmacnia barierę lipidową, chroni przed poparzeniem słonecznym
    •    Kwas hialuronowy - wygładza, zapobiega utracie wody, ujędrnia, naturalnie żeluje
    •    Ekstrakt z nasion Vigna aconitifolia - działa jak roślinny odpowiednik retinolu, stymuluje odnowę kolagenu, poprawia elastyczność
    •    Naturalna witamina E - wymiatacz wolnych rodników, antyoksydant
    •    Woda różana - łagodzi zaczerwienienia, tonizuje, nawilża

Cena: 195 zł / 30 ml