Bierzesz do ręki książkę roku 2017 (wg magazynu „Książki”) i zaczynasz lekturę pełen oczekiwań. Nie wiem, jak Wy, ja tak mam. Siadasz, kartka za kartką, doszukujesz się geniuszu, olśnienia, momentu, w którym spływa na ciebie wielkość literatury zawartej w tym trzymanych w rękach papierze. Czasem musisz szukać intensywniej, niż zwykle. Czasem efekt „wow” przychodzi od razu. Tu początek nie wieści niczego, co może wnieść w nową jakość pisania (a zatem i czytania). A jednak „Zgiełku czasu” nie chce się odkładać, chce się w niej tkwić, skończyć, zaś po drodze zrozumieć.

O czym jest to powieść? Dostajemy tu życie Dmitrija Szostakowicza, wielkiego kompozytora rosyjskiego (nie ma opcji, ja nieustannie mam w głowie jego „II walc”) w zderzeniu z władzą. Zaczynamy zastanawiać się, ile z tego, co się mu zarzuca (a zarzuca m.in. przetrawienie talentu na przyporządkowanie Stalinowi) było jego wyborem, a ile koniecznością. Bo trzeba przyjąć, że wówczas nie dało się tworzyć bez oderwania od polityki. Jeśli zauważał cię świat, zauważała cię władza. I mogłeś narażać siebie i swoich bliskich w imię sztuki, a mogłeś też... No właśnie, mogłeś wybrać bezpieczniejszą opcję, ugłaskać rządzących. Wszystko w imię spokoju.

Znamienny jest fragment mówiący, że przeznaczenie to coś, na co nie mamy wyboru. Może Szostakiewicz nie miał go, może nie chciał mieć, bo charakter miał taki, a nie inny: nie był waleczny z natury, nie był buntownikiem, cenił niczym niezmąconą rzeczywistość i możliwość tworzenia. Geniusz powinno się zostawić w spokoju, pozwolić na swobodę twórczą, ale totalitaryzm tego nie rozumie i o tym jest ta książka.

To starcie wielkiego umysłu z wielką władzą, gdzie piękno przegrywa z siłą, ze strachem o rodzinę, bo przecież w tle wszystkich rozgrywek są ludzie, po prostu ludzie. A Szostakiewicz był mężem, ojcem, któremu dane było tworzyć wybitne dzieła. Ostatecznie jego muzyka broni się sama, ale biorąc pod uwagę tak przedstawiony przez Barnesa kontekst historyczny, myślimy: „A mogło być…”.

Zatem wniosek płynący z książki jest jeden: zostamy geniuszy w spokoju. Ich jedynym cenzorem będzie czas.