Dzisiejszy dzień rozpoczynam przy biurku, choć to święto i powinnam delektować się kawą popijaną niespiesznie. Stop. Kawę mam, a tworzenie wpisów na bloga to relaks, nie praca.
Tym bardziej, że to pięć nowości w mojej kosmetyczce. Jesteś ciekawa opinii na ich temat? Zapraszam!

Lanoline - krem pod oczy


Nowozelandzka marka Lanoline była mi wcześniej zupełnie nie znana, ale krem stanowi dobre intro do innych produktów. Jest gęsty, zwarty, ale też aksamitny i dobrze się go aplikuje. Dość tłusty, choć wchłania się bez nieprzyjemnego filmu. Czy nawilża? Czy działa? Zazwyczaj po jego zastosowaniu nie czuję ściągnięcia w okolicach oczu. A jeśli nawet, to temu jeszcze nie zaradził żaden specyfik.


Co znajdziemy w środku, czyli na liście składników? M.in. olejek różany i olej z ziarenek kiwi.


Kremu jest dużo - 30 ml, cena  - biorąc pod uwagę pojemność - bardzo atrakcyjna (ok. 100 zł, choć ja kupiłam w cenie mocno promocyjnej 40 zł).


Krem CC Clinical Corrector StriVectin


Ma działać przeciwstarzeniowo, wygładzć, ujednolicać. Na Paula's Choice został oceniony jako najlepszy BB/CC cream na rynku amerykańskim. Poza tym to StriVectin, a marka zobowiązuje.
Krem kupiłam… ze względu na dość wysoki faktor. SPF 30 to nie jest coś, co spotykamy często w kremach BB, chyba że są to kremy Azjatyckie.


Ja Clinical Corrector od SV używam jako… bazy pod makijaż. Serio! Bardzo dobrze się rozprowadza i „siedzi” na kremie. Trwałości podkładu nie poprawi, ale świadomość, że zamiast standardowego SPF 15 mam na sobie dwa razy większą ochronę, jest pocieszająca.


Jak na CC krem kryje znakomicie i niektóre podkłady przegrywają z nim pod tym względem. Jest gęsty, ale mimo to wciąż aksamitny.


Origins Clear Improvement Active Charcoal Exfoliating - puder oczyszczający do twarzy


Ale jak to: puder? Ano! Jest to grafitowy w swym kolorze proszek, który w zetknięciu z wodą zmienia się w pianę. Ma za zadanie oczyszczać cerę i wszystko byłoby fajnie - kosmetyk zdecydowanie dla gadżeciarek - gdyby nie jego charakterystyczny zapach, który zupełnie mi nie odpowiada.


Za bardzo jestem też przyzwyczajona do tradycyjnych żelowych formuł, by puder miał mnie do siebie przywiązać. Bardziej przekonało mnie działanie maseczki Clear Improvement, której planuję poświęcić osobny wpis. Rozwiązanie jednak dość ciekawe, głównie pod tym względem, że gdy dodamy niego nieco mniej wody, nabiera dodatkowo właściwości złuszczających.

Może kogoś przekonać skład: są to m.in. drobinki węgla drzewnego z bambusa, orzechy włoskie i dodatek witaminy E.


Aha, raczę nie kichać mając go tuż przy twarzy.

 

Paleta cieni do powiek MakeUp Revolution - Reneissance Day


Cudowna, piękna paleta cieni, która pozwala wykonać zarówno makijaż dzienny (podług nazwy), jak i wieczorowy (wykorzystując najciemniejszy odcień z dostępnych). Głównie matowa, nie licząc najjaśniejszego, rozświetlającego, który mnie - miłośniczce matu - przydaje się najbardziej.


Cienie są tonalnie bardzo harmonijnie dobrane, dobrze się rozprowadzają, bo są dość „mokre”, ale też dlatego dość szybko się zużywają. Już widzę, że jasny matowy beż i kolor mokki są moimi ulubieńcami.


W końcu - opakowanie. Piękne, lekkie, acz dość solidne, z wyglądu bardzo luksusowe. Wewnątrz wygodne lusterko. Prawdziwa ozdoba toaletki za ok. 40 zł.

Puder sypki Chanel Universelle Libre

Szukałam pudru-pewniaka. Przebrnęłam przez dziesiątki recenzji, padło na Chanel, bo:

a) miał świetne oceny,

b) ma dużą pojemność,

c) ma piękne opakowanie.

Nie rozczarował. Ma bardzo dobre właściwości utrwalające podkład, choć jest to trochę za cenę wysuszenia skóry. Bardzo drobno zmielony, mam odcień Naturelle i faktycznie wygląda naturalnie, ze swą żółtą, jasną tonacją. Jest bardzo wydajny, minimalna ilość jest potrzebna do omiecenia nim całej twarzy, w związku z czym podejrzewam, że za kolejnym będę rozglądać się dopiero za jakieś dwa lata. I dobrze!

Cena: ok. 200 zł za aż 30 g