Chyba już kiedyś pisałam, jakie powinno być dobre serum. Nie pamiętacie? To szybko przypomnę. Tutaj jest link, ale napiszę raz jeszcze: lekkie, wyładowane po brzegi aktywnymi składnikami poprawiającymi stan skóry, niewyczuwalne, dobrze też, gdy pięknie pachnie.


Moje poprzednie, od Naturativ, sprawdzało się znakomicie, ale tym razem stosowanie serum zyskało +10 do przyjemności stosowania, bo kosmetyk marki Origins pachnie bardzo dyskretnie i przyjemnie, a do tego zamknięty jest w pastelowo-różowym opakowaniu z pompką, która dozuje idealną ilość żelowej, lekkiej substancji, którą skóra pije jak pielgrzym wodę. (Boję się, boję własnych porównań. :-D)


Co takiego jednak mamy w środku? I jak to się sprawdza na mojej mieszanej, 30-letniej skórze z tendencją do świecenia i niedoskonałości?


Napiszę krótko: sprawdza się świetnie. Przede wszystkim ta żelowa formuła wchłania się bardzo szybko bez absolutnie żadnej powłoczki, filmu, bez lepkości. Natychmiast możemy aplikować krem, bez potrzeby odczekiwania, aż wszystko się wchłonie.


Rano nie ma się wrażenia przeciążenia skóry. Kosmetyczka zawsze uczula mnie, bym jej nie „przeładowywała”, bo jej zdaniem wiek mojej skóry to 25 lat, a nie 33 (systematyczne dbanie o siebie!, kwasy i jeszcze raz kwasy!).


Rzućmy okiem na opis producenta:


„Silny ekstrakt z kanadyjskiej wierzbówki kiprzycy pomaga przywrócić jasność i świetlistość skóry, aby odtworzyć jej wcześniejszy blask. Znaleziona na prerii w północnej Kanadzie, tradycyjnie była stosowana jako ziołowy suplement w leczeniu dolegliwości medycznych.

Przeciwdziałające podrażnieniom jedwabne drzewo perskie pracuje w tandemie, aby pomóc utrzymać skórę w szczytowej formie. Pochodzi z Azji Wschodniej i jest wykorzystywane w tradycyjnej medycynie chińskiej, poprawia przezroczystość skóry, zapewniając jej optymalny wygląd. Mieszanka natychmiast koryguje matowość i wyraźnie wygładza wygląd porów oraz niedoskonałości, zapewniając skórze perfekcyjne wykończenie.”



Jakie działanie widzę ja i co o tym wszystkim sądzę?

Z rozszerzonymi porami jest tak, jak z cellulitem - nie załatwimy tego tylko za sprawą kosmetyków, trzeba regularnie dbać o cerę, pomagają odpowiednio dobrane peelingi, w tym chemiczne (i lepiej nie na własną rękę, bo możemy sobie narobić szkody). Mówię to jako ktoś, kto swego był pod regularną opieką dermatologów.

Natomiast to serum faktycznie dobrze normalizuje skórę, bo rano budzimy się z twarzą matową, ale NIE NAPIĘTĄ ani nie ściągniętą. Bingo!

To jest też powód, dla którego serum można traktować jak bazę pod makijaż. Nie jest tłuste, daje przyjemny, „wilgotny” mat. Można się od niego uzależnić od pierwszego użycia.

Czy pokuszę się o kolejne opakowanie? Zapewne, bo jak już pokocham, to na długo!

PS
Serum wydaje się być bardzo wydajne. Jedno naciśnięcie pompki uwalnia niewielką ilość kosmetyku, która wystarcza na całą twarz (choć już nie na szyję…).

Cena: 159 zł