Dziki Zachód, konie, rdzawa ziemia… I Anthony Hopkins w eleganckiej kamizelce na białej koszuli. Stop. To NIE jest western. To pełen rozmachu serial, gdzie widz przenosi się do stworzonego gdzieś w przyszłości parku rozrywki, pełnego perfekcyjnie wykonanych humanoidów. Ludzie jadą tam, by „pie*rzyć i zabijać”, za co płacą grube pieniądze (a konkretnie 40 tys. dolarów za dzień pobytu). Co się jednak stanie, jeśli choćby jeden z takich cudów techniki zacznie rozwijać w sobie zalążki świadomości?


„Westworld” kontynuuje modę na seriale drogie, dopieszczone, które szkoda wtłaczać w ramy 1,5-godzinnego filmu. Twórcy, Jonathan Nolan i Lisa Joy usłyszeli, by „stworzyć coś w klimacie Blade Runnera”, ale chcieli, by scenariusz był jeszcze bardziej mroczny.

(Tak, Jonathan Nolan jest spokrenwiony z "tym" Christipherem Nolanem, reżysera "Batman. Mroczny rycerz" - są braćmi.)


Mamy tu zatem przemoc, psychologiczne labirynty, komplikacje czasowe, sceny seksu z udziałem kilkudziesięciu statystów (dokładnie jedną i jest to sławna, rzekomo szokująca orgia, nad którą czuwał… choreograf od miłości fizycznej).


Nie będzie spoilerem, gdy zdradzę, że po 7. odcinku (bodajże) zdecydowano o produkcji sezonu 2. A przecież liczy się też finał. I tu pada odpowiedź na pytani o istotę bytu tzw. hostów, czyli wspomnianych humanoidów. Pytanie to zresztą przewija się od początku: na ile ludzki może być taki cud techniki, który potrafi myśleć, przeżywać, improwizować?

Zdradzę też, że odkrywane pod drodze karty są równie ciekawe i wcale nie sprawiają, że pytań jest mniej. Tak angażującego serialu próżno szukać. Okazuje się, że w labiryncie, który jest niejako motywem przewodnim całości, tkwi sam widz. I wcale nie chce z niego zbyt szybko wychodzić. Ten serial to jedna wielka układanka - taka na 1500 małych elementów. Ręka do góry, kto lubi puzzle?

Finał prowadzi nas do nowego pokoju. Niby odkryliśmy już wszystkie skrytki w tej sekreterze, a tu znowu tajemnice i nowe pespektywy. Spodziewam się, że w drugim sezonie znowu wszystko wywróci się do góry nogami, ale raczej już bez Anthony'ego. Evan Rachel Wood powinna nadrobić ten brak - jest świetna.


PS
Dobrze jednak, że to już koniec. Pora zrobić miejsce na Sherlocka.