Instagrama zdają się mieć wszyscy. A może nie? Nieważne, bo Ci, których na Instagramie nie ma, nie istnieją, w każdym razie nie wirtualnie. 

Cała reszta uwikłana jest w mniej lub bardziej skomplikowany proces kreacji: wybieramy momenty najlepsze, najciekawsze, z jakiejś przyczyny warte uwagi. Nikt nie opublikuje stłuczki samochodowej, ale zdjęcie dobrej kawy - czemu nie? Tak, kawa nigdy nie będzie passee. Ani ciepły koc, piękne wnętrze, nowy flakon perfum czy torebka. 

Z boku stojąc, możesz pomyśleć, że ci ludzie to narcystyczne, pełne samouwielbienia kaleki emocjonalne. I pewnie nieraz łapiemy się na tym, że w taki sposób osądzamy ludzi. Z tym, że nasz głos się już nie liczy. Narcyzm stał się akceptowany. Kiedyś jeszcze z „pewną dozą nieśmiałości” wrzucaliśmy nasze selfie. Bo wiecie, kto je trzaska, no kto? A dziś trzaskają wszyscy, no prawie, ale ten wyjątek tylko potwierdza regułę. 

A wczoraj przeczytałam ciekawą wypowiedź Eliasa Aboujaoude, psychiatry z Uniwersytetu Stanforda, który nie do końca potępia takie zachowanie. Inaczej: on je po prostu opisuje. 

Jak? 

Jego zdaniem profile społecznościowe nigdy nie były, nie są i nie będą prawdziwe. Ha, to powiedz mi teraz coś, czego nie wiem, myślicie pewnie. 

- To są nasze nadmuchane wersje - wyjaśnia profesor Aboujaoude.

Zakochujemy się w sobie. Przyglądamy własnym zdjęciom. Podziwiamy.

- Ta osoba, ten ty-ale-nie-ty, to ktoś bardziej sexy, zdrowszy, fajnieszy, bo stworzony tylko z dobrych wspomnień. Tak więc podziwiamy ich-siebie, podziwiając to, jak dużo bardziej da się nas lubić w tej odsłonie - mówi w rozmowie z amerykańskim „Cosmopolitan”. 

Tak jest, rzuć okiem na swój profil. On pokazuje, jakim chcesz widzieć samego siebie, niekoniecznie jakim naprawdę jesteś. 

Profesor Keith Campbell też przekonuje, że każdy użytkownik mediów społecznościowych jest w to mniej lub bardziej uwikłany:

- Nawet, jeśli sami oceniamy innych przez pryzmat nierealistycznego kontentu, jaki publikują, my robimy to samo w różnym stopniu, dobierając własne zdjęcia, które chcemy pokazać, a omijając rzeczy, które chcemy ukryć.

Pieniądze płynące z narcyzmu tylko umocniły ten trend. Starszym pokoleniom jeszcze trochę głupio, bo wychowano ich w duchu skromności, ale nastolatki nie mają już żadnych zahamowań i wstydu z tym związanego, ani choćby kropli zażenowania. 

Próżni byliśmy zawsze, teraz po prostu potępia się taką postawę mniej, albo nie potępia wcale. 

Twój profil nie służy innym - służy tobie. Leczy TWOJE kompleksy, pomaga Ci lepiej zaakceptować samego siebie. To nieważne, że profil może być nie do końca zgodny z prawdą. Uczucie, jakie wywołuje, jest przecież jak najbardziej prawdziwe. 

-  Pokazujesz tylko najlepsze wyrywki ze swojego życia. Potem przeglądasz swój Instagram czy profil na Facebooku i widzisz właśnie to - samą śmietankę - mówi profesor Campbell. - Patrzysz na siebie tak, jak chcesz, by widzieli cię inni, a twój umysł mówi ci: „Hej, miałem dobry dzień, fajny ze mnie człowiek”. Ten element samozadowolenia to nawet nie narcyzm, ale bardzo podstawowa potrzeba czucia się dobrze we własnej skórze. 

Ludzie wierzą w naszą autokreację. Zapominasz więc o tym, że z 30 selfie wybrałaś tę najlepszą, bo przecież dostajesz komentarze, które szybko zmywają poczucie winy - jeśli ono w ogóle się pojawia. Problem pojawia się, gdy wskutek cudownego odbioru jednego zdjęcia skoczy Ci poziom dopaminy w mózgu. To hormon szczęścia. Te skoki są przyjemne, ale uzależniające. A „dół” związany z chłodnym przyjęciem kolejnej fotki tylko wzmacnia potrzebę kolejnego skoku i dobrych reakcji ze strony naszych obserwujących. Problem pojawia się z próbą złapania tego króliczka, prześcigania się z samym sobą. I kiedy - a prędzej czy później do tego dochodzi - nasze życie tylko w pewnym procencie jest takie ładne, bezproblemowe, lekkie i przyjemne. I kiedy w głowie zamiast instragramowych migawek mamy te frustrujące momenty.

- Można to wtedy źle przyjąć. Może być tak, że będziesz mieć poczucia uczestniczenia w najgorszej wersji swojego życia, z nieustannym uczuciem nostalgii i rozczarowania. 

Patrzysz na inne, idealne zdjęcia i myślisz, że oni mają lepiej, bo Ty nie masz nawet takich momentów. Profesor Aboujaoude mówi, że - niestety - media społecznościowe są zbyt nowym wynalazkiem, by nasze społeczeństwo i przede wszystkim nasze mózgi wiedziały, jak sobie z nim radzić. Jego rada? Przede wszystkim zdawać sobie z tego wszystkiego sprawę. A gdy już sobie ją zdasz, przypominaj o tym, czytaj artykuły, bo - niestety - piękne fotki i pogoń za zrobienie z siebie samego rozpoznawalnej marki dopadają nas częściej, niż głos rozsądku. 

- Koniec końców i tak trzeba żyć swoim własnym życiem i skoncentrować się na tym, co w życiu tak naprawdę ważne. 

Sorry, ale tę lekcję musisz odrobić sam.