Wciąż jednak moja skóra ma twarz do świecenia się, a przy okazji towarzyszy mi uczucie ściągnięcia. Uhm, cera zrobiła mi się taka wyrafinowana. ;-)

Musiałam zmienić puder, więc podjęłam się zadania dość karkołomnego, jeśli chodzi o makijaż: usiłowałam znaleźć puder, który nawilża. Później zmieniło się to w nieco mniejsze wymaganie: poszukiwałam takiego pudru, który by przynajmniej nie wysuszał.

Tak naprawdę puder nawilżający to oksymoron już z założenia, bo większość tego typu produktów zawiera absorbujący wilgoć talk. A tu nagle objawienie: Smashbox Halo zawiera 48 minerałów, 11 aminokwasów i peptydy. Cokolwiek to robi i znaczy. Ważna informacja: talku w składzie brak. Bingo!



Tyle w teorii.

W praktyce mamy puder z tarką, która pozwala na zużycie takiej ilości, jaka jest nam potrzebna. Duży plus, bo pozwala nosić tenże puder również w torebce (w opakowaniu mamy lusterko). I właściwie dobrze jego go mieć przy sobie - w moim przypadku niestety cera wymaga poprawek w ciągu dnia.

Podczas aplikacji daje się odczuć różnicę. Puder ten nie jest tak lotny i miałki, jak inne tego typu kosmetyki. Ma się rzeczywiście wrażenie większej wilgotności drobinek. Są cięższe, bardziej zbite.



Podsumowując: Jest to puder o większej wilgotności, nie tak suchy jak tradycyjny, odpowiedni dla cer z tendencją do przesuszania. Osoby borykające się z „lustrem” na twarzy moim zdaniem nie będą z niego zadowolone, zaś posiadaczki cery mieszanej muszą liczyć z tym, że makijaż w ciągu dnia będzie wymagał retuszu. Dlatego też trudno jest mi ocenić go jednoznacznie, wystawić ocenę. Jeśli trafi on w nasze potrzeby, będziemy bardzo zadowolone.

Ważna uwaga: puder koniecznie trzeba przetestować, by dobrać kolor. Nie ma tam podziału na tradycyjny jasny, brzoskwiniowy i ciemny, gradacja jest bardziej złożona.

Cena: 169 zł, do kupienia w drogeriach Sephora