Ten wpis nie był planowany, ale gdy pokazałam puder na Insta Stories, pojawiły się pytania, czy i jak się sprawdza. Prościej napisać jedną recenzję, niż każdorazowo wyjaśniać. Tak, ten wpis jest z lenistwa. ;-) 

Żartuję. Z chęci pomocy. 

Pamiętacie moje lekkie rozczarowanie pudrem Laury Mercier? Taki popularny, a mam wrażenie, że moją mieszaną w kierunku tłustej skórę pozostawił ściągniętą. Tak, ściągniętą. Kosztował grubo ponad stówę, więc pomyślałam, że cóż może mi zrobić puder za 26 zł? Większej krzywdy nie zrobi. 

Gdy stałam przed stoiskiem Golden Rose, ich Long Wear Finishing Powder (matujący puder transparentny; tak brzmi pełna nazwa produktu) wydawał się bardzo miałki, idealnie zmielony i lekki. 

W praktyce okazało się, że ma wady bardzo zbliżone do Laury Mercier, a kosztuje niecałe 30 zł, więc chyba już na tym etapie mamy zwycięzcę tych zawodów. 

Matuje na długo (ja nie poprawiam makijażu w ciągu dnia), choć w dalszym ciągu miejscami mam wrażenie, że zanadto wyciąga ze skóry wilgoć i trzeba bardzo uważać z jego ilością. Na samym początku, tuż po aplikacji, jest widoczny, więc trzeba go bardzo dobrze „rozmieść” na skórze pędzlem. Daje porządny mat, a ponieważ jest bardzo drobny, nie mamy wrażenia mąki na twarzy i można uzyskać dość naturalny efekt. 

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. 

Zalety:

- trwałość,

- wydajność,

- miałkość, 

- cena,

- dobry mat,

- neutralne opakowanie (czarne, proste).

 

Wady:

- może trochę wysuszać,

- na początku może być widoczny.

PS

Po napisaniu tego wszystkiego weszłam na Wizaż, by sprawdzić wątek na temat tego pudru. Dziewczyny są mniej krytyczne ode mnie, ale może dlatego, że dużo z nich to 20-latki z potrzebą mocnego matu. Jestem jednak w stanie zrozumieć, że produkt jest hitem, bo puder z niego więcej, niż przyzwoity.