Jak to jest, że Ameryce udało się przez lata trzymać w tajemnicy taki sekret? 

Nie wiem, ale wyobraźcie sobie skalę fenomenu Lucii Berlin, gdy przeszło dziesięć lat po jej śmierci jej proza nagle olśniewa świat…

Zacznijmy od samej autorki, bo już w tym miejscu robi się ciekawie. Czego ta kobieta nie robiła! „Ja jestem kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boję!”, można by zacytować. Szkoda, że nie dożyła sławy swych opowiadań, wielka szkoda, bo to byłaby nagroda za nieudane związki i owdowienie (trzykrotna mężatka, wychowała czterech synów), prace takie, jak sprzątaczka (owszem!), problemy zdrowotne (solidne skrzywienie kręgosłupa i rak płuc, który ostatecznie ją zabił), a także długoletnie uzależnienie od alkoholu, które udało jej się pokonać.

Lucia miała, oj miała, materiał, by pisać niemało. Przez lata była znana w małym, acz wyedukowanym gronie. Była wpływową pisarką, choć nigdy nie udało jej się trafić na listy bestsellerowych twórców, w każdym razie nie za życia. 

I tak oto „Instrukcja dla pań sprzątających” stała się hitem, zupełnie niezależnie, bo ktoś po prostu odkurzył ten zbiór i krzyknął w mediach: „Hej, patrzcie, co znalazłem!”. 

Zbiór jest fantastyczny. Każde opowiadanie, z których wiele ma znamiona autobiograficzne, to osobny mikrokosmos, inny świat, inna historia, którą można by rozciągnąć na coś szerszego, ale Berlin lubi trochę urywać w pół zdania i nagle zawieszać ton. Co - paradoksalnie - robi nam dobrze. Jej historie kończymy z uczuciem niedosytu, nic nie jest tu zmęczone, a zwykłość opowiedziana tak, że kończymy to konkluzją: „Codzienność nigdy nie jest zwyczajna”. Lucia Berlin pięknie nam to uzmysławia w swoich mistrzowskich, krótkich formach literackich. W tym mieści się… Czy mądrość? Odwaga? Tak, jest aktem odwagi opowiadanie o latach picia, gdy matka nie potrafi rano wyprawić synów do szkoły, gdy dzieci wychodzą same, opiekują się jeden drugim - wszak widzą, co się dzieje. 

Tytułowa „Instrukcja dla pań sprzątających” jest moim absolutnym ulubieńcem w całej tej pozycji, opowiadanie pełne sprytu i bystrego oka Lucii. 

PS

Książkę kupiłam nową. Tak wygląda, bo była czytana zawzięcie, w każdych warunkach, noszona przy mnie ciągle, kartkowana, wyjmowana, wkładana, raz w kąpieli w wannie - co widać. Teraz można sobie wyobrazić, jak bardzo nie chciałam się z nią rozstać.