Zastanawiam się, jak zrecenzować ten film, by nie zaspoilerować, tak jak zrobił to Kinomaniak na YouTube.


Jestem świeżo po seansie i wciąż trudno mi do siebie dojść.


Bo jak tu kobieta, matka, żona, ma reagować, gdy nagle znajduje się w samochodzie służby więziennej, konwojującym mordercę, pedofila? Tak czujemy się oglądając ten film: jakby nas tam ktoś nagle posadził, trafiamy do oka cyklonu.


Ten film - brzydko mówiąc - wali po mordzie, trochę może wbijać w fotel, nie każdemu może podobać się to silne napięcie, brak oczywistości moralnej, świat zły i jednocześnie taki, których inny chce przed tym złem chronić. Tu nie ma bohaterów, bo ci, którzy chcą dobrze, po drodze robią rzeczy na wskroś okrutny i w pewnym momencie zaczynamy się zastanawiać, kto ma prawo o tym decydować.


Skupmy się na grze aktorskiej: obsada jest znakomita, Robert Więckiewicz i Janos Gajos spotkali się na planie po raz pierwszy (aż trudno uwierzyć, prawda?) i wyszło z tego coś nieprawdopodobnego. Amerykanie by tego nie zrobili, nie oddali. Takie kino to nasza specjalność, bo jest piekące jak wódka i, jak już wspominałam, może sponiewierać. Zgodzę się z Kinomaniakiem, że trochę czuć tu Smarzowskim, że jest podobnie dynamicznie i mrocznie, choć pewnie Smarzowski by całość ubarwił czymś jeszcze.


Gdy film się zakończył, w kinie panowała niezwykła cisza. Ludzie nie mówili do siebie. Pewnie czuli się tak jak ja - przytłoczeni świadomością, że na jakiejś podstawie powstał ten scenariusz i że świat naprawdę potrafi być tak popaprany. Za to filmowy rok zaczął się z przytupem.


PS

Nie wiem, co robią tam kobiece nazwiska na plakacie. Panie w tym filmie nie grają ról drugoplanowych. One zeszły do roli tła, które gdzieś tam musiało się pojawić. Ot, jakaś córka, jakaś żona. A ta żona to Ewa Ziętek i pewnie z powodu filmowego parytetu wypadało ją wymienić, ale to film na wskroś męski.