Instagram. Piękne obrazki. Ludzie je oglądają i się „inspirują”. To pojęcie strasznie się rozciągnęło, bo niektórzy mianem inspirowania się określają chęć skopiowania każdego, najmniejszego nawet detalu. I o ile chętnie odpowiem na pytania dotyczące tego, jak sprawuje się np. ogrzewanie podłogowe, to nie rozumiem pretensji, gdy nie jestem w stanie podzielić się szczegółami, których nierzadko już nie pamiętam, bo od budowy minęły dwa lata!
Nikt, patrząc na zdjęcia, nie widzi problemów powstałych podczas wykańczania, a wcześniej podczas budowy. A za każdym ładnym obrazkiem kryje się historia, której nikt nie zna, bo i skąd? Za to jest postawa, którą czasem można ująć w ten sposób: skoro publikujesz zdjęcia, to masz mi tu napisać, co to za płytka, co to za symbol tapicerki i ile kosztował twój zlew. A jak nie, to ci wyślę anonimowego maila albo zostawię niefajny anonimowy komentarz na blogu.
Przykładowy problem: meble i wykonawcy
Wykonawców mebli nie podaję, bo do dziś nie mam szafki RTV, która miała powstać. Nie doczekałam się kontaktu mimo wielu próśb, telefonów z mojej strony. Gdy pani właścicielka wysyłała fakturę, była opłacana od razu. Ja do dziś nie mam ostatniego mebla i paru poprawek, zaś moment przeprowadzki opóźnił się o pół roku właśnie z powodu niedotrzymania terminów firmy wykonującej meble na wymiar. Czy tacy wykonawcy są godni polecenia? Moim zdaniem nie. I chyba robię im przysługę NIE podając nazwy firmy.
Sprawa z architekt wnętrz też nie była prosta. Owszem, dekoratorki miewają fajne pomysły, ale… trzeba je później zrealizować. Dlatego przeglądajcie ich realizacje, a nie tyko projekty. Zaprojektować można wszystko, w programie komputerowym render wygląda pięknie, ale zawsze ktoś to musi potem wykonać. I tu zaczynają się schody. Spytajcie klientów, czy byli zadowoleni, bo zdjęcia Wam tego nie powiedzą. Płytki, kolory, wybarwienia… wszystko wybieraliśmy sami, choć teoretycznie należy to do projektantki. Ależ tak, miała też namiary na wykonawców, ale terminy u nich były jak w polskim NFZ-cie - pół roku czekania minimum. Trzeba było szukać lokalnie na własną rękę, z mnóstwem rzeczy zostaliśmy sami, pewne elementy były ryzykowne, bo nasi wykonawcy robili je po raz pierwszy. Uda się... nie uda?
Czy mam obowiązek udostępniać całą dokumentację? Czy powinnam podawać każdy wymiar i znać na pamięć każdy kąt w centymetrach?
Dom to projekt indywidualny. Kosztował dużo, dużo więcej, niż gotowiec. Nie mówię tylko o kwestiach finansowych. Kosztował również dużo godzin myślenia, szukania, długich spotkań z architektami, konsultacji, a nawet odrzucenia całej pierwotnej koncepcji. A potem dostaję prośby: „Czy można otrzymać skan planu?”
Nie! Jeśli komuś podobają się moje wnętrza, oczywiście może je chcieć nawet skopiować i muszę się z tym liczyć, ale - z całym szacunkiem - domaganie się dokumentacji to nietakt! Etap budowy domu mamy już dawno zamknięty. Nie chcę bawić się w wertowanie dokumentów, które są posegregowane, nad którymi pieczę trzyma mąż. Nie używam miarki, nie zaprzątam już sobie tym głowy. Przykro mi, gdy nie odpowiem na pytanie: „Jak duża jest przestrzeń nad kanapą?”. Duża, to widać. A ile dokładnie? Nie wiem i nigdy nie wiedziałam! Musiałabym zajrzeć do planów, ale tego nie zrobię, bo cenię swój czas i fajnie by było, gdyby ktoś również to uszanował.
To po co udostępniasz zdjęcia? - pytają niektórzy złośliwie.
A po co robią to inni? Cóż, jeśli ktoś się chce tylko zainspirować, nie ma problemu i naprawdę bardzo mi miło. Jeśli ktoś chce skopiować, problem będzie miał, ale - z całym szacunkiem - to nie jest moje zmartwienie. Instagram to społeczność i trochę jak Pinterest - źródło pomysłów.
Ale tych płytek są miliony! Jak mam wybrać tę właściwą!
Zaręczam, da się urządzić dom bez wysyłania do innych informacji: skąd to, co to za kolor? Jaki jest symbol tapicerki? Odpowiadam na tyle, na ile się da i to, co pamiętam (np. wpis na temat jednej z łazienek wydał mi się dość szczegółowy, podobnie jak wpis na temat pokoju dziecięcego), ale jeśli tego nie zrobię, to nie znaczy, że Czytelników nie szanuję. Może nie pamiętam, może nie mam czasu, nie jestem w stanie. Są priorytety i rozumiem, że Twój przyszły dom jest dla Ciebie ważny, ale uszanuj to, że moja lista spraw ważnych i ważniejszych różni się od Twojej. Wszystkie nieporozumienia zawsze biorą się z różnych oczekiwań.
Może - jeśli przerasta kogoś ten ogromny wybór - skorzystać z pomocy specjalisty? Są architekci, są kierownicy budowy, są dekoratorzy. Oni doradzą fachowo i wtedy od takiej osoby można wymagać konkretów.
A teraz już biorę głęboki oddech i planuję kolejny wpis: jak zadbaliśmy o kolorystyczną spójność.