Czasem nie trzeba epickich powieści, by świat otworzył oczy ze zdumienia.

Mamy przecież Slow Life, Hygge i Ikigai, pojęcia nowe w brzmieniu, a tak naprawdę oparte na rzeczach naturalnych i znanych ludzkości od zarania dziejów.

Okazuje się jednak, że na prostocie można zbić majątek. Tylko że prostotę tę trzeba ująć w jak najlepszą formę. Elizabeth Strout w książce „Mam na imię Lucy” udało się dokonać czegoś podobnego.

Oto Lucy, matka dwojga dzieci, trafia do szpitala. Odwiedza ją matka, której Lucy nie widziała od lat. Z początku niezręczne rozmowy otwierają kufer wspomnień. Całość jest tak przejmująca, że przed moment myślimy, że to książka autobiograficzna. Lucy - mówiąc potocznie - miała w życiu trochę farta. Wyrwała się z zatęchłej dziury, opuściła rodzinę, która nie wspierała jej w niczym. Rozwinęła skrzydła, założyła rodzinę i została pisarką. Czy była szczęśliwa? Na pewno bardziej, niż w rodzinnym domu. Myślimy o matce Lucy, o prostej kobiecie, która nawet nie potrafiła swojemu dziecku powiedzieć: „Kocham cię”. O tym, że bohaterka - dorosła kobieta - wciąż łaknie jej uczucia, akceptacji, bliskości. Wszystko to nigdy nie było jej w pełni dane.



To książka o miłości bezwarunkowej, ale nie tylko. W rozmowach, lub ich strzępach, odnajdziemy mnóstwo innych spraw - pojęcia otwartości, izolacji, osamotnienia, również w związku. To powieść prosta, ale pełna niezwykłej głębi. Nieskomplikowane dialogi i wspomnienia prowokują do czegoś znacznie bardziej złożonego. Emocje są tam włożone gdzieś głęboko. Lucy nie może ich odkryć, bo w dzieciństwie ich jej skąpiono.

Co ciekawe, książka wcale nie zbiera najlepszych not na popularnych portalach o książkach, ale mój ulubiony magazyn okrzyknął ją lekturą 2016 roku i dlatego wybrałam ją spośród wielu innych (selekcja!). Zarzuca się jej brak głębi, matowość. A przecież trauma Lucy jest wyraźna i trwała. Jej samotność silna, bolesna. Jej pragnienie miłości nie zaspokojone, bo nie dostała go w najważniejszym dla emocjonalnego rozwoju człowieka momencie. To powieść o błędach, okaleczeniu, poczuciu odtrącenia, pragnieniu sprostaniu oczekiwaniom innych i w końcu o nieuniknionej klęsce. Nie każdy dostrzeże to w zwyczajności tej narracji.