Maseczki, które nakłamy na 10-15 minut były w regularnym użyciu, gdy nie miałam dzieci. Wtorek-czwartek-sobota, plan był ścisły i trzymałam się go z precyzją zegarmistrza. Później zostałam mamą i maseczkowe rytuały odeszły w niepamięć. Czasem kupowałam sobie jakąś maskę z nadzieją, że uda mi się ją nałożyć i mieć poczucie, że o siebie naprawdę dbam. Później znajdywałam nietknięte opakowanie po kilku miesiącach, gdzieś w otchłani łazienkowej szuflady.

Niewiele się zmieniło - o 10 wieczorem ani myślę nakładać na twarz czegokolwiek, za to ratują mnie maseczki typu „leave on”, czyli takie, które raz na jakiś czas zostawiamy na skórze na noc i po prostu idziemy spać.



Właśnie przetestowałam nowość Orientany - Bio Maskę-Esencję ze śluzem ślimaka.

Troszkę teorii na początek. Maska przeznaczona jest do cery wymagającej, a zawarty w niej śluz działa wielokierunkowo: nawilża, uelastycznia, działa naprawczo, wspomaga niwelowanie blizn, zmniejsza zmarszczki i redukuje przebarwienia. Nic, tylko smarować i czekać, aż nam skóra wypięknieje.

A poważnie, to wspomnianym śluzem ślimaka kosmetyczny świat zachwycił się już dobrych kilkanaście lat temu. To bogate źródło kolagenu, elastyny, allantoiny  i witamin.


Maska rzeczywiście wygląda, jak zrobiona z samego tego składnika (znajdziemy go na drugim miejscu w składzie, tuż przed gliceryną), bo jest żelowa, lejąca. Nakładamy ją i wchłania się od razu, bez tłustej warstwy. Dzięki temu, co też rekomenduje producent, możemy nałożyć ją na krem. Na mam dość tłustą cerę, więc krem już sobie darowałam i nie czułam, by moja skóra wołała po niej pić, ale rano wstałam z miękką, matową cerą.

Opakowanie jest praktyczne, higieniczne, bo wyposażone w precyzyjny dozownik z pompką, który się nie zacina. Maska pachnie przyjemnie, dyskretnie. Jej żelowa konsystencja to nie tylko zasługa śluzu ze ślimaka, ale też bazy stworzonej w 100% z japońskiej rośliny konjac (tej, z której produkuje się popularne gąbeczki do demakijażu). Konjac nie uczula, jest naturalnym zagęszczaczem, utrzymuje prawidłowy poziom nawilżenia i tworzy warstwę ochronną. To on też nadaje kosmetykowi bardzo przyjemny poślizg.


Nie wiem, na ile prawdziwe jest zapewnienie, że w trakcie snu maseczka penetruje głębsze warstwy skóry, ale nie od dziś wiadomo, że wszelka pielęgnacja i regeneracja jest najlepsza właśnie wtedy, bo w tym czasie zachodzi najwięcej podziałów komórkowych.

Tak mnie rozochociła, że na pewno zużyję do końca, bo komfortowo się ją stosuje i nie mamy przykrego uczucia, że kosmetyk jest rodzajem kompromisu. A następna w kolejce pewnie będzie Bio Maska-Esencja z Algami Filipińskimi, która matuje cerę, reguluje wydzielanie sebum i łagodzi stany zapalne.

Na stronie Orientany kupimy ją w cenie 56,96 zł