Przepis na nową torebkę, która bez specjalnej historii staje się nową „it bag”, czyli taką, za którą - cytując film „Diabeł ubiera się u Prady” miliony dziewczyn dałoby się zabić? 

Proste, przynajmniej w teorii. I bez cen sięgających kosmosu. 

Zofia Chylak poruszyła niebo i ziemię swoimi torebkami, od pewnego czasu lista oczekujących  skraca się tylko na chwilę, by znowu poinformować te, które miały mniej szczęścia i nie zdążyły kupić swojego modelu, muszą czekać dalej, bo kolejny będzie „available soon”, czyli dostępny wkrótce. 

Legenda krążąca za fenomenem jej produktów mówi o celowym ograniczaniu dostępności. Brzmi jak marzenie każdego początkującego projektanta.

plakat: livingart.shoplo.pl

- A w jej austriackim butiku jakoś są dostępne wszystkie - mówi podejrzliwie koleżanka, również fanka jej torebek.

 W Polsce torebki znalazły rzesze fanek, zresztą nie tylko tutaj. Nie ma się co dziwić, bo jeśli ktokolwiek miał w ręku torebkę określaną luksusową oraz torebkę Zofii Chylak wie, że te polskiej projektantki nie ustępują w niczym drogim dodatkom. Zadbano o jakość i każdy detal.

I to stąd - jak przekonuje sama projektantka - biorą się opóźnienia. Bo Chylak jest kochającą piękno perfekcjonistką, która fachu uczyła się w nowojorskiej pracowni duetu Proenza Schouler oraz niedostępnej dla zwykłych śmiertelników pracowni francuskiego mistrza Nicolasa Caito.Widocznie stwierdziła, że Polsce trzeba porządnych, rodzimych torebek od kogoś, kto już przecież wie, jak to się robi.

- Czasem zdarza się, że torby wyprzedają się w dwie godziny, więc nawet nie zdążamy ustawić ich na półkach w butiku - zdradza Zofia Chylak w rozmowie z „Harper’s Bazaar” (04/2018).  - Czas oczekiwania jest tak długi dlatego, że poszczególne elementy sprowadzamy z Włoch. Wszystkie produkowane są na nasze zamówienie, a realizacja trwa od czterech do sześciu tygodni. Czasem żartuję, że moja praca polega na ciągłym wysyłaniu maili, dzwonieniu i ponaglaniu.

Jak widać czekanie zaostrza apetyt. Ale nie tylko. Torebki Chylak mają w sobie pieczę projektantki. W rozsądnej cenie otrzymujemy towar limitowany, noszący wszelkie znamiona luksusu, od skór, przez okucia i podszewki, po opakowanie i numer - zawsze inny, by każda rzecz była wyjątkowa. Inna, niż w popularnych sklepach.

- Sieciówki postawiły wszystko na głowie, nie przepadam za nimi, stawiają na coś zupełnie innego niż ja - powiedziała Chylak rozmawiając z lamode.info. - Wydaje mi się, że warto mieć mniej, ale lepszej jakości rzeczy, wtedy, o dziwo, łatwiej się ubrać niż jak masz ich pełną szafę. Przykładem dla mnie jest moja babcia, która była najbardziej elegancką, najpiękniejszą osobą jaką znałam, a jak otworzyło się jej szafę, to było tam może pięć sukienek.

Jej projekty nie są sezonowe. Popyt na kolekcję 04 nie spada, choć do tego czasu pojawiło się już kilka nowych. I to jest to, w co Chylak - moim skromnym zdaniem - trafiła w punkt. Klienci są zmęczeni sezonowością, wszechobecnym dziadostwem. Tym, że rzecz jest modna tylko przez chwilę, a za parę miesięcy nie nadaje się do noszenia, bo nie tylko nie jest trendy, ale i rozpada się w rękach. Chcą rzeczy ponadczasowej, pięknej tak po prostu, a przy tym solidnie wykonanej, ale za uczciwe pieniądze. Na to gotowi są poczekać. Jak widać czekają cierpliwie.