Weekendowe wypady - taki mały luksus. Kto nie kocha? Zostawić wszystko i choć na jedną noc nie martwić się o pranie, gotowanie, śniadanie. A jednak... Południową Polskę mamy już tak mocno objeżdżoną, że coraz mniej jest hoteli butikowych, które możemy odwiedzić. Zanim znalazłam zamek Topacz, musiałam się nieźle natrudzić - w większości miejsc już byliśmy. Dlaczego Topacz?  Blisko Wrocławia, wygodny dojazd autostradą A4. Gdy komuś nudno w weekend w zamku ze SPA i w parku, może wybrać się do miasta. Nie po to jednak uciekamy z miasta, by do niego tak szybko wracać, prawda? 

Nie będę rozpisywać się na temat pokoi, łóżek, pościeli - wszystko wygodne, czyste. Obsługa uprzejma. Ten aspekt bez zarzutu. A jednak po przyjeździe poirytowałam się mocno. Wszystko dlatego, że nie spodziewaliśmy się, że budynki nie mają żadnego połączenia (np. korytarza) z budynkiem zamku. Jeśli ktoś tam nie był, trudno na żywo oszacować, ile trzeba dreptać. Zatem ktoś leniwy lub za cel mający wypoczynek w SPA właśnie, może czuć się rozczarowany, bo mieszkanie w odległym budynku oznacza, że nie przebiegniemy sobie na masaż w szlafroku. Trzeba iść do budynku głównego ze szlafrokiem(!) i dopiero tam przebrać się w szatni. OK, można się na to godzić lub nie, ale obsługa o tym nie informuje podczas rezerwacji, nikt nie doradza, nie pyta się czy ktoś życzy sobie pokój w budynku głównym, przylegającym do glównego, czy może najdalej oddalonym, sąsiadującym z drogą? 

Widok z okna pokoju w budynku najdalej oddalonym od budynku głównego. Po prawej stronie biegnie (niewidoczna tutaj) droga.

 

- To nie było informacji na naszej stronie? - spytał zdziwiony pan z recepcji.

A ja się spytam, czy rezerwując pokój w hotelu, spodziewacie się, że możecie spać w budynku najmniej dogodnie ulokowanym, gdy zależy Wam na masażu, relaksie w SPA, bo wybieracie się na weekend odpocząć? An-ty-cy-pu-je-cie to? Bo ja nie. ;-) 

Ach, no i masaże oraz wszelkie zabiegi trzeba rezerwować sobie dużo wcześniej. Smak mnie tylko zaleciał, nie skorzystałam. Z basenu raz, na końcu, bo jakoś nie chciałam pomykać po zimnym dziedzińcu. W restauracji też przydaje się zarezerwować miejsce na kolację, ALE! Ludzie, to jedzenie! Poezja. Nie dziwię się, że Wrocław tam jeździ, bo dostaliśmy dania dziesięciogwiazdkowe: wspaniale podane i jeszcze lepiej smakujące. 

Jeśli jesteśmy już przy rzeczach przyjemnych, to… basen i basenowy barek. Taka drobna rzecz, a tak genialna: woda, cytryna, szklanki, dzbanek, jakieś inne napoje w lodówce, jeśli komuś woda nie wystarczy. I trochę czasopism obok na półce. Bardzo, bardzo.