Tusz do rzęs to taki kosmetyk, na który nie chcę wydawać dużo. Po pierwsze, zbyt wiele drogich mascar okazało się być bublami, po drugie: dużo tanich mascar to hity. Co każe mi podejrzewać, że dużo zależy od stanu naszych rzęs. Są różne mascary, na różne rzęsy. Można polegać na rekomendacjach, ale każda z nas po pewnym czasie ma swoich własnych ulubieńców.



Do moich właśnie dołączył tusz The One Oriflame. Z marką tą miałam styczność dobrych kilka lat temu. Zaskoczyła mnie niska cena (na Allegro świeży, zafoliowany tusz kupiłam w cenie 12 zł) i efekt. A ten jest znakomity. Marta, znajoma z Instagrama, twierdzi że to tusz dzienny. Ja mówię: niekoniecznie.

Ciekawa jest w nim szczoteczka i chociaż jestem wielką fanką tradycyjnych mascar, to rozwiązanie mnie przekonuje. Dzięki temu powstaje szczoteczko-grzebyk, który rewelacyjnie rozczesuje rzęsy i rozdziela je. Mam wrażenie, że ta mascara robi wszystko: wydłuża, pogrubia, lekko podkręca... Z trwałością nie ma problemu - tusz przetrwał trening, choć wodoodporny nie jest. I dobrze, nienawidzę zmywania wodoodpornych mascar, mimo że stosuję OCM, czyli metodę demakijażu olejami.

DLACZEGO MOJA MASCARA ZOSTAWIA GRUDKI?


Może to nie wina mascary. Odkryłam to już dawno, ale skoro o tuszach piszę…. Nie jest to wiedza na miarę teorii względności, rzecz jasna i jest dość oczywista: rano wiele z nas NIE myje oczu. A na rzęsach mogą zostać resztki niedomytego tuszu z dnia poprzedniego, jakieś śpioszki, drobiny, etc. Nawet gdy wydaje się, że nic na nich nie ma. Przed wklepywaniem kremu pod oczy przetrzyj więc rzęsy wacikiem z płynem micelarnym - będziesz zaskoczona, co jeszcze może zostać na pozornie czystych oczach.

Inaczej też mascara może „chodzić” na rzęsach, na których zgromadziło się dużo drobin z cieni to powiek, pudru, itp.

Może być też po prostu nieświeża, albo… tak, to już może być wina mascary. ;)