Gdy zasiadłam na fotelu kinowym i usłyszałam głos Danuty Stenki, pomyślałam: „Będzie dobrze”, tylko po to, by moje emocje szybko opadły. Olga Kalicka chyba chciała dać z siebie wszystkie, ale całość momentami wyszła przerysowana. Przykład? Scena czytania wiersza podczas wspólnego spaceru Belli i Bestii. Emma Watson ma znacznie większy powab w głosie, którego tutaj zabrakło, a jak wiadomo tembre jest częścią gry aktorskiej. Dlatego też w polskiej wersji Watson może nie robić tak dobrego wrażenia, jak w oryginale.

[ad=1]

Nie zmienia to faktu, że pod względem obrazu, muzyki i wątków to bardzo udana kalka z paroma „smaczkami”. Takimi, jak pierwszy w historii disneyowskich filmów wątek homosksualny. Towarzysz Gastona, skądinąd świetnie zagranego przez Luke’a Evansa, to skrycie kochający go gej. Wszystko to przedstawione jest bardzo subtelne, ale wypowiedzi twórców stawiają sprawę jasno. Fakt ten sprawił, że kilka krajów zdecydowało się nie prezentować filmu wewnątrz swych granic, ale moim zdaniem stanowi to ciekawe ubarwienie, zwłaszcza dla widzów dorosłych, którzy przecież na film i tak wybiorą się ze swoimi pociechami. Docenią też oni fakt, że Bestia nie jest po prostu bestią. To - paradoksalnie - najbardziej ludzka postać, ze swoim cholerycznym charakterem, wybuchowością, brakiem szacunku i… literacką erudycją. Lubimy tego zwierza, gdy obrażony droczy się z Bellą na łóżku lub gdy oprowadza ją po swojej bibliotece.



Pojawiły się pytania, po co kinematografii wersja fabularna, skoro klasyczna animacja z 1991 roku jest wciąż aktualna? Ależ wiadomo, że chodzi o pieniądze. Fakt jednak, że wielką frajdę dostarcza popis twórców całej scenografii, którzy mieli tu ogromne pole do popisu, wykorzystując je niemal w całości. Spacer po zamku Bestii sprawia nam dziecięcą radość, ale tak naprawdę samo porównywanie wersji animowanej jest już pyszną zabawą.


Rozczarują się ci, którzy liczyli na więcej nowości oraz… piękniejszą sukienkę Belli. Żółta balowa kreacja ustępuje miejsca… jej wieśniaczym przyodziewkom, wesołym, fantazyjnym, z polotem, wiele mówiącym (luźne gorsety, kieszenie na zewnątrz niczym pas z narzędziami i zadarta spódnica trochę bezeremonialnie pokazująca pantalony - Bella pragnie wolności!). W „Kopciuszku” suknia była - moim skromnym zdaniem - kiczowata i zbyt oddalona od oryginału, pełnego skromnej elegancji. W tym wypadku twórcy chyba postawili na wierność, bo fason i kolor zachowano, z niewielkimi zmianami, acz suknia ta - z punktu widzenia modowego - wciąż pozostawia wiele do życzenia i nie ratuje jej magia spadających z sufitu płatków złota.

Wykonanie balowej sukni Belli zajęło ekipie 10 ludzi 12 dni (238 godzin). Gdzie kucharek sześć...?


Sama suknia nie zmienia faktu, że Piękna i Bestia to film udany, z bajkowego punktu widzenia spektakularny, audio-wizualnie wykonany wspaniale. Największym wzbogaceniem jest scenografia oraz fakt, że występują tu żywi aktorzy. Kalka, powiadacie? W takim razie czekam na kolejne takie kalki. Disney jest mistrzem budowania napięcia. Po kryształowym pantofelku i róży pod szklanym kloszem mam ochotę poczuć szybsze bicie serca na widok kolejnego symbolu.


[ad=2]