Zacznijmy od tego, jaka jest ta seria: dawno już przestały obowiązywać podziały na kremy dla 20-, 30-, czy 40-latek. Stosuje się podział wg potrzeb. I dobrze. Z tym, że nie każda kobieta zna potrzeby swojej skóry. W tym upatruję tych różnych opinii, bo kremy - stwierdzając obiektywnie - są bardzo udane.  O przyjemnym, lekko cytrusowym zapachu, miłej dla zmysłów konsystencji. Zwłaszcza wersja żelowa przypadła mi do gustu, bo lubię takie kosmetyki w formie lejącej się galaretki, które nie zostawiają tłustej warstwy, a dają wyraźne uczucie nawilżenia bez zbędnej, tłustej warstwy.


Mam cerę tłustą, skłonną do niedoskonałości. Kosmetyczka twierdzi, że 10 lat młodszą od mojej aktualnej metryki (jestem po 30-tce). Duma rozpiera? Nie bardzo, bo wciąż mam problemy typowe dla cer młodych - niedoskonałości. Za to te kosmetyki wydają się być dla mnie stworzone. 

 

ORIGINS

GinZing Ultra-Hydrating Energy-Boosting Cream

 

No nowość w tej linii. Ten sam przyjemny zapach, ale bogatszy skład.

Nadaje się na noc, choć posiadaczki cer suchych mogą skorzystać z niego nawet w dzień. Idzie jednak zima („Brace yourselves!”), więc taka kremowa pierzyna przyda się w kosmetyczce. I cieszę się, że ją mam - zimą mój ulubiony podkład lubi mi ściągać skórę, wówczas na okolice ust i policzku muszę aplikować wersje "rich".


Czy „zapycha”? Nie, mnie nic nie „zapycha”, choć mam do tego skłonność. Kremy tak naprawdę nie „zapchają”, jeśli są dobrze dobrane, bo ich składniki nie mają takich właściwości. Jeśli, droga Czytelniczko, czujesz, że cera Ci się „zapycha”, winowajcą jest najprawdopodobniej wahanie hormonów lub zły demakijaż - innej opcji raczej nie ma.


Jak to jest z tym obiecywanym blaskiem? Prosto. Lubię odczarowywać PR-owy język. Otóż cera jest pełna blasku, gdy jest dobrze oczyszczona, a następnie nawilżona. I pamiętajcie o regularnym złuszczaniu, dzięki temu kremy takie, jak te, lepiej penetrują nam skórę. A warto utorować im drogę, bo kosmetyki to przyjemne i pod względem działania, i wyglądu (słoiczki co prawda plastikowe, ale wyglądają jak szklane).

ORIGINS

GinZing Refreshing Eye Cream to Brighten and Depuff
Krem pod oczy

 

Koniec końców: krem pod oczy. Trochę efekciarski - zawiera mikrodrobinki, które mają nam poprawić wygląd zmęczonych oczu. A ja wolę krople nawilżające po ciężkiej nocy i chłodny kompres, bo naprawdę, nic nie działa lepiej. Krem zdecydowanie dla młodych pań, które nie muszą posiłkować się niczym mocno działającym. Albo inaczej: ja wolę go na dzień, na noc zostaję przy olejku z witaminą A. To chyba najsłabsza propozycja z całej czwórki GinZing (Pamiętacie mój wpis o kremie tonującym? Wciąż go używam i wciąż go lubię!).

Aby jednak nie kończyć pesymistycznie: kremy są na pięć. Krem pod oczy dyskusyjny - nie wiem, czy warto kupić w ciemno, bez przetestowania.

Kremy kupisz tutaj.