Jako bardzo wierna klientka rzadko zmieniam swoje ulubione kosmetyki, ale nie oznacza to, że nie ma wyjątków od reguły. Tym ostatnim stał się krem pod oczy od L’Occitane*, dla którego (chwilowo) porzuciłam krem Mokosh.

Zazwyczaj kremy tej marki przywożę z podróży zagranicznych, bo natykam się na ich sklepy przy głównych deptakach. W moim rodzinnym mieście sklepu L’Occitane nie ma, a jakoś nie kusi mnie kupowanie produktów tej marki przez internet.

Baume Yeux Precisieux / Precious Eye Balm czyli krem pod oczy z masłem shea od L'Occitane

W Pradze skończył mi się krem pod oczy, więc wchodząc do L’Occitane wiedziałam już, co kupię. Krem drogi, ale wspaniały, bo ja lubię uczucie, że cienka skóra wokół oczu znika pod delikatną, otulającą pierzyną kremu.

To kosmetyk treściwy, ale nie gęsty i nie tępy w użyciu. Jest stuprocentowo komfortowy, absolutnie luksusowy i znakomicie uelastycznia.



Czy kupię go ponownie? Pewnie tak, gdy wyjadę na wycieczkę. ;-) Póki co jednak uważam, że krem pod oczy Mokosh ustępuje mu tylko pod jednym względem: nie wydaje się być tak skutecznie natłuszczający (mimo to tłustej warstwy nie ma; nie wiem, co to za magia).

Cena kremu Mokosh jest atrakcyjna, biorąc pod uwagę skład i pojemność (30 ml). Wiem zatem, że z L’Occitane pożegnam się dość szybko, acz tęskno.

A Wam go polecam, jeśli chcecie wydać blisko dwie stówy na 15 ml kremu pod oczy. ;-)

*L'Occitane - wymowa

Taka ciekawostka, gdyby ktoś nie wiedział. Czytamy: "loksitan".