Z roku na rok kosmetyków mam coraz mniej. Dzieje się to z kilku powodów, wśród których wymienię już moją wspominaną w poprzednich postach niechęć do testowania nowości i kupowania niesprawdzonych, pełnowymiarowych produktów w tym celu. Częściej też zaczęłam odwiedzać kosmetyczkę - to u niej robię peelingi, to dzięki manikiurzystce swój zbiór różnokolorowych lakierów do paznokci ograniczyłam do pastelowej odżywki i klasycznej czerwieni.

Na kosmetyki wydaję też więcej. Raz, że dzięki temu kupię ich mniej, za to dobrej jakości, a dwa, że po prostu nie jestem już dziewczyną „na dorobku”. Bycie kobietą po 30.-tce ma swoje definitywne plusy. :)

Z racji kurczącej się ilości kosmetyków w mojej łazience każdy mam przemyślany. Serio, każdy. I lubię odbierać je wszystkimi zmysłami. Najlepiej więc, by przygoda z - dajmy na to - kremem rozpoczynała się od pięknego opakowania. Potem chcę rozkoszować się zapachem, konsystencją, aplikacją, by na końcu wykrzyknąć sobie w duchu: „Wow, to działa!”.



Jak wiadomo ideały nie istnieją, ale…

Mam tu peeling do twarzy, mechaniczny. Mechaniczny, powiecie i zamkniecie to okienko. Nie! Nie róbcie tego, dajcie mu szansę, bo warto go mieć choćby dla zapachu.

Jestem wielką fanką peelingów chemicznych. Wiecie, kwasy i te sprawy. Od kiedy moja cera nie boryka się z trądzikiem i od kiedy słyszę: „Ty miałaś trądzik? Nie masz blizn!”, nachwalić się tych kwasów nie mogę. A że przy okazji mają działanie przeciwzmarszczkowe i ogólnie dobrze na cerę robią… No dobrze, a co te kwasy mają wspólnego z peelingiem mechanicznym? Otóż to, że one nie zlikwidują nam suchych skórek i pewnych nierówności tu i teraz. A uwierzcie mi, jest wyczuwalna różnica, gdy sobie skórę potraktujemy takim mechanicznym peelingiem raz na jakiś czas.

Podkład lepiej „siedzi”, baza lepiej się skóry trzyma, nie mamy suchych farfocli w okolicach skrzydełek nosa i na skroniach, gdzie często skóra lubi sobie wysychać.

Ten peeling sobie radzi świetnie z takimi zadaniami. Niezwykły jest jednak też dlatego, że odbiera się go jak drobno zmielony cukier zawieszony w cudnie pachnącym olejku, nasączonym wcześniej aromatyczną herbatą z jakąś cudną, świeżo i kwiatowo zarazem pachnącą mieszanką zapachową. Mówiłam, że lubię odbierać kosmetyki wszystkimi zmysłami?