Zaczęło się od moich peanów na temat nowej wersji podkładu Double Wear. Szukałam czegoś lżejszego, ale równie trwałego. Wodny Double Wear spisał się znakomicie, ale na moim Instagramie kilka osób poleciło mi krem BB Misshy.

Dziewczyny chwaliły go za trwałość, naturalny wygląd i stosunek jakości do ceny. Brzmiało jak kosmetyk idealny. Jak tu nie spróbować?

Zaczęłam szukać w sieci i trafiłam na schody: jaki kolor wybrać? Swatche wyglądały tak różnie, że nie chcąc ryzykować zamówiłam kilka odcieni w mniejszych pojemnościach.

Testowałam kolory 21, 23, 27 i 31.

21 i 23 były zbyt szaro-różowe, 27 i 31 za ciemne. 21 na zdjęciu prezentuje się nieźle. Lepiej, niż na buzi, ale jest tak szary, że nadaje twarzy wygląd chorej i zmęczonej.

Powyżej cztery z testowanych przeze mnie odcieni kremu BB Misshy, dla porównania na samej górze (ledwo widoczny, bo dobrze stapiający się ze skórą) podkład Double Wear Estee Lauder w odcieniu Bone.



Koniec końców okazało się, że muszę mieszać 21 i 27, by uzyskać odpowiedni odcień. Z DW mam ten komfort, że nie muszę rozsmarowywać go na szyi.  Tu mimo mieszania i „personalizacji” koloru nadal nie było na tyle dobrze, bym mogła go sobie nonszalancko nałożyć tylko na twarz, z pominięciem szyi.

Mamy pierwszy minus: kolory.

Ponoć zmieniają się one na twarzy. Nie zauważyłam czegoś takiego. Szarość w tubce nadal była szara na skórze.

Ostateczny efekt i konsystencja są natomiast bajeczne. Krem jest dość gęsty, ale przyjemnie zmiękcza i nawilża, jest praktycznie niewidoczny (nie biorę pod uwagę koloru, tylko teksturę) i kryje tak, jak żaden z testowanych przeze mnie dotąd kremów BB. Kolor jest pięknie wyrównany. Gdyby nie utrudnienia z dobraniem odcienia, byłabym oczarowana.

Trwałość niestety - nie ma się co czarować - nie dorównuje DW, ale to nie podkład, a krem BB i jak na kosmetyk tego typu JEST trwały. Choć nie tak, by wytrzymać na buzi cały dzień. Jeśli jednak przyjmiemy, że na skali podkładów umieścimy Boujois Healthy Mix, najlepiej i najbardziej naturalnie wyglądający kosmetyk, jaki znam, a na drugim Double Wear Estee Lauder, twały niezwykle, ale nie dający już takiego efektu, to Missha będzie znajdować się gdzieś pośrodku.

Albo więc godzimy się na to, że np. po treningu trzeba wykonać makijaż na nowo, że wieczorne wyjście wymaga zmycia resztek i ponownego nałożenia produktu (coś, czego w wypadku DW nie muszę robić, bo trzyma się naprawdę 12 godzin i cały ten czas wygląda świeżo) albo szukamy dalej… Ja jednak zostaję przy Double Wear i nie kusi mnie nawet niższa cena Misshy (ok. 65-70 zł za 30 ml, w zależności od drogerii), choć to też niebagatelny argument przemawiający na korzyść tego bardzo udanego produktu.