Asceza nie jest historii ludzkości obca. Zen, buddyzm, ba! nawet w religii chrześcijańskiej cnotą jest skromność, w dekalog mówi, "nie porządaj żony bliźniego swego, ani żadnej rzeczy, która jego jest". Zawsze jednak nawoływanie do umiaru pojawia się szczególnie w czasach rozpasania. Gdy na horyzoncie zamajaczyło widmo cukrzyczy i innych chorób cywilizacyjnych wynikających z otyłości, świat zaczął stosować diety, Gdy ludzie gubią się w tym, co mają, gdy nie potrafią kontrolować potrzeb i wydatków, rośnie w siłę moda na minimalizm. Społeczeństwo zaczęło masowo odchudzać swoje aktywa. Pytanie: czy minimalizm uleczy nam dusze, jak dieta leczy ciało?

Kiedyś szeroko otwieraliśmy oczy, oglądając wielkie yard sales pokazywane na amerykańskich filmach. „Ileż człowiek może zgromadzić?”, pytaliśmy samych siebie, aż w końcu i do Polski dotarł względny dobrobyt, przynosząc ze sobą plastikowe gadżety, mody na nikomu tak naprawdę niepotrzebne przedmioty, pół-sezonowość ciuchów z Zary czy H&M i meble z Ikei, które tak łatwo kupić, a których tak trudno się pozbyć. 

Nasze życie się zapchało, cierpimy na materialną obstrukcję i dotyczy to przerażającej większości społeczeństwa. Starsi gromadzą, bo pamiętają czasy niedostatku. Młodsi gromadzą, bo kupują bez opamiętania na kolejnych wyprzedażach, które tak naprawdę nigdy się nie kończą. Kupujemy nie najlepsze rzeczy, na jakie nas stać, a ile się da. 

Pojawiły się jednak głosy - bardzo słuszne - że nam to nie służy, że ten nadmiar utrudnia nam życie. Eureka, szczęścia nie osiągniemy poprzez gromadzenie rzeczy! Szczęśliwym można być w małym i pustym mieszkaniu, nawet niekoniecznie własnym, bo okazuje się, że wynajem może być bardziej korzystny finansowo, niż kupno. 

Wszystko ok, gdy minimalizm zmierza w stronę złapania oddechu i uwolnienia umysłu, ale są też inne strony medalu.

Otóż bycie minimalistą może tak samo zaprzątać głowę, jak nadmiar rzeczy. Z tym, że szybciej sprząta się szafę czy mieszkanie. ;-) Są blogerzy, którzy zrobili z tego swój sposób na życie. Czy to coś złego? Moim zdaniem absolutnie nie, bo inspirują innych.

Tylko - powiedzmy sobie szczerze - minimalizm niekoniecznie jest tani. Serio. Bo jeśli chcemy pokazać jedną rzecz, lepiej, by była doskonałej jakości. Ja wiem, że przyzwoite ubrania sprzedają w Lidlu, ale tam minimaliści nie chadzają, w każdym razie nie po modny gadżet.

Jest coś jeszcze: posiadanie kilku osobistych rzeczy wcale nie jest czymś złym. Nie dajmy się ponieść fali ascezy, wyrzucając całą garderobę i kompletując nową w stylu capsule. To bzdura. Choć warto się ograniczać, by zmienić swój stosunek do przedmiotów, wygospodarować więcej czasu. Problem z tym, że minimalizm to nie terapia, choć wiele osób pokłada w niej nadzieje na pozbycie się własnych lęków, fobii czy uzależnień. Może pomóc stworzyć właściwe środowisko, a może też przerodzić się w obsesję. Znasz z pewnością zatwardziałych sknerusów, prawda? Tak samo może stać się z minimalizmem.

Dr Rogala-Floryan twierdzi, że niektóre osoby mają ku temu szczególne predyspozycje:

- Perfekcjoniści, osoby o silnej potrzebie kontroli, dążące do spełnienia oczekiwań innych. Stereotypowo - głównie kobiety. 

Ciekawe jest też inne zjawisko: chwalenie się minimalizmem. Patrzcie, ilu rzeczy nie mam, jaka jestem nieskoncentrowana na posiadaniu. Chcę być, nie mieć! Gdzie to się odbywa? W sieci. Sprawę ułatwią efektowna czcionka, ładnie skomponowane, proste zdjęcie. Na co dzień takiej osoby nie dostrzeżemy, jeśli spod wszystkich idei, którymi się fascynujemy, ostatecznie nie wybije się osobowość. Tego się nie da nauczyć i niekoniecznie przychodzi z piątą wyrzuconą bluzką. Za to na zdjęciach wszystko jest „bardziej” i w sieci minimalizm jakoś przestaje być skromny. I jest to już zupełne odejście od pierwotnych założeń minimalizmu w duchu Zen, gdzie posiadanie mniejszej ilości rzeczy ma pomóc w uwolnieniu umysłu i oczyszczeniu atmosfery wokół siebie. Nie widzę tego wokół osób zaprzątniętych minimalizmem samym w sobie, bo mam wrażenie, że minimalizm stał się rodzajem narracji, jedną ze strategii marketingowych i strasznie, strasznie mam ochotę przyjrzeć się temu bardzie wnikliwie. Producenci przekonują: "Robimy w duchu minimalizmu. Kupisz nasz produkt, zainwestujesz dobrze. To nie jest kolejny zbędny wydatek." No przyznajmy się sami przed sobą, czy tak nie jest. 

Mój stosunek do minimalizmu

W końcu coś tak naprawdę ode mnie. Nie jestem minimalistką, choć czasem z dumą potrafię stwierdzić, że uodporniłam się na zdecydowaną większość promocji. Nie kupuję na akcjach 2+2 za darmo, mam świadomość tego, że żyjemy w czasach nieustannie trwających wyprzedaży, ale miewam - jak wiele innych osób - trudności z tymczasowym nagromadzeniem zbędnych rzeczy. Nie kupuję też czegoś tylko dlatego, że mogę, magia logo i drogich rzeczy nie robi na mnie wrażenia. 

Dlaczego fascynuje mnie minimalizm? Bo wprowadza oderwanie się od potrzeby kompulsywnego lub dyktowanego emocjami kupowania, bo stawia na świadome, przemyślane posiadanie. Bo w końcu mamy tylko jedno życie i trzeba decydować, czym i jak je zapełnimy. Czy tego chcemy, czy nie, przedmioty stają się jego częścią i potrafią je zdominować. Więc walczę, walczę… z umiarem.