Wiadomo, dzisiejsze blogowanie to już nie to, co 10 lat temu. Kiedyś w interncie panowała totalna samowolka, wolna amerykanka, łącznie z notorycznym łamanim praw autorskich i kradzieżą zdjęć.Dziś każdy szanujący się bloger produkuje treści sam, a to oznacza też własne zdjęcia.

Ludzie szkolą się na potęgę. Przykład? Od pół roku usiłuję załapać się na indywidualne lekcje fotografii u pewnego doświadczonego pana, który prowadzi zajęcia. Bez sukcesu, póki co, bo terminarz u niego jest nieprawdopodobnie napięty, a kursy fotografii pękają w szwach, choć godziny są totalnie „bezdzietne” i dla mnie nieodpowiednie.

W nadziei pognałam do Empiku chcąc kupić (tak, kupić) książkę Kasi Tusk, „Make Photography Easier”.

Wyszłam z niczym.

20 minut spędzone na kartkowaniu tego albumiku (to najbardziej adekwatne słowo) sprawiło, że stwierdziłam: „Nie, nie warto”.

Więcej nauczymy się na stronach poświęconych fotografii. Serio, więcej? No ba!

Zacznijmy od pozytywów. Sukcesu Kasi odmówić nie można. Chęci samodoskonalenia również. I choć nadal utrzymuję, że jej teksty są nie do przełknięcia dla mnie i wielu znanych mi osób, to jej bloga ogląda się przyjemne - zresztą, to przede wszystkim medium wizualne, a nie tekstualne. Wszystko jest tam takie piękne, takie jasne, takie eleganckie... Lubię na nie patrzeć, bo kto nie lubi?


Kasia ma rzesze zwolenniczek, które rozkochała w sobie właśnie tymi pięknymi zdjęciami. W czym tkwi sekret jej fotografii? (Nie tylko jej - dużo zdjęć, na których pozuje Kasia, to zdjęcia robione chociażby przez Zosię Cudny, siostrę jej narzeczonego). Ja też chcę wiedzieć, dostać się za te piękne zamknięte białe drzwi, ale porzućcie wszelką nadzieję ci, którzy wchodzicie do Empiku.


Patrzymy na okładkę, zaglądamy do środka. Mmm… jakie ładne zdjęcia! I... ojej, jakie znikome opisy!



Tak! Z książki dowiemy się, że najlepiej fotografować na białym tle (no co ty, Kaśka, really?), że idealne jest światło dzienne (coś podobnego!), że oświetlenie robi kolosalną różnicę. Poczytamy, jak pozować do zdjęć, ale nie dowiemy się niczego, czego nie przeczytamy na blogach, w dodatku amatorskich. To już było, było wszędzie i jest za dotknięciem myszki komputerowej.

Kto pragnie poznać np. sekret bokeh, czyli efektownego rozmycia, będzie rozczarowany. ISO? A co to ISO? Przysłona, ogniskowa? Jaki sprzęt dla kogo? Nikt nie zagłębia się w techniczne szczegóły, zamiast tego Kasia radzi nam fotografować kwiatki.

Zdjęcia opatrzone są krótkimi podpisami, rady mało odkrywcze. Jeśli ktoś tę pozycję kupi, to tylko z sympatii dla Tuskówny, bo z pewnością nie dla walorów merytorycznych. No i pewnie dlatego, że mimo wszystko jest to książka modna. Co ciekawe, miała genialne „recenzje” na stronie Empiku jeszcze przed datą publikacji. Jakim cudem? W komentarzach można było przeczytać: „Uwielbiam Kasię, na pewno kupię tę książkę”. I pięć gwiazdek obok.

A ja nadal czekam na wolne terminy u profesjonalisty, który sprzeda mi równie profesjonalną wiedzę.