Lubię zapachy Bvlgariego. Lubię tę markę w ogóle. I nigdy nie zapomnę wizyty w jednej z włoskich willi klanu Bulgarich, do której cichaczem wpuściła mnie pewna osoba. (Tak, naprawdę tam byłam!)


Dziś nie o willi, dziś o zapachu.

The Roman Night to nowa, szyprowo-kwiatowa odsłona zapachu Goldea

Nuty głowy: morwa, berkamotka (no tak!), czarny pieprz

Nuty serca: jaśmin, róża, tuberoza, piownia

Nuty bazy: wetiwera, paczula, czarne piżmo, mech


Szypry i kwiaty już coś mówią, ale co my tu mamy?


Słodki początek. Tak! Goldeę otwiera słodycz i już myślałam, że mi do gustu nie przypadnie, bo za słodkimi zapachami nie przepadam, ale słodkości ustępują miejsca szyprowym, cieplejszym nutom i na pierwszy plan wysuwa się trwałe piżmo.



I mimo całej nocnej stylizacji zapach nie jest przytłaczający. Wręcz przeciwnie, dobrze wsiąknie nam w jesienne dzianiny również w pochmurne dni, kiedy ciężkość chmur chcemy przypieczętować czymś bardziej wyrazistym. Goldea się nadaje do tego celu wyśmienicie. Jest słodko-gorzka, dojrzała, z pewnością nie dla podlotków. To zapach, który - choć wspominam o dzianinach - idealnie nadaje się do sukni wieczorowej. Dokładnie takiej, jaką w reklamie ma na sobie Bella Hadid, twarz Goldei.

Wada? Dopatrzyłam się jednej: zapach nie zapada w pamięć. W nos - owszem. Jest głęboki (znowu piżmo), jest zmysłowy, szykowny, ale do określenia „wyjątkowy” nawet się nie zbliża i to jest mój jedyny zarzut. Co nie znaczy, że jest to kompozycja zła, bo pachnie dobrze. I chcę ją nosić. Goldea jest kobieca, bo pełna sprzeczności. Wyrazista, ale nie nachalna. Nie jest gwiazdą, jest piżmową elegantką. Kobietą w czarnej sukni... Który to już zapach ubrany w czerń?