To oczywiste, że nigdy nie masz zbyt dużej ilości butów. Nigdy. Detale mają tu ogromne znaczenie i rekordzistki dobierają je jak majtki do stanika - czyli jedna para do jednego „outfitu”.

Mnie do tych praktyk daleko. Oscyluję gdzieś między modowym minimalizmem a chęcią ciągłego dorównania trendom. Nigdy nie byłam blisko jednego, ani drugiego. ;) Wiem za to, czego chcę i wiem, że nie powiem: „nie mam do tego butów”. Zawsze mam, zawsze jest jakaś para, która uzupełni moją quasi-capsule wardrobe.

Od czego zaczniemy?

Od ESPADRYLI! To dla nich porzuciłam baleriny...


Espadryle płaskie


To moja tegoroczna alternatywa dla balerinek. Tak jest! Nie zobaczycie tu balerin, bo zamieniłam je na ten fason butów. Szalenie podobają mi się buty od Chanel, ale wydanie ponad 2 tys. złotych na tego rodzaju buty jest na razie poza granicami mojego rozsądku, więc trzeba szukać zamienników, byleby tylko nie udawały oryginału, a po prostu były utrzymane w ich stylu. Zalando - jak zwykle - przyszło w sukurs.

Espadryle to buty naturalne. Co to znaczy? Że źle wyglądają wykonane z materiałów skóropodobnych, najlepiej prezentują się płócienne lub ze skóry naturalnej. Już wspomniałam, że dla ich w tym roku rezygnuję z balerinek. Rzecz jasna nie do każdego stroju się sprawdzą, ale szorty i spodnie wyglądają z nimi wyjątkowo dobrze.

Espadryle wysokie

Tam, gdzie płaska podeszwa wygląda już kiepsko, można wybrać espadryle wysokie, na koturnie. Znakomite do letnich sukienek, spódnic, szortów… I bardzo wygodne.


Tenisówki


Moje ulubione to - i tu Was pewnie zaskoczę - wcale nie białe trampki Converse (choć mam i Conversy), a klasyczne Supergi, model Cotu (kawałek widoczny na powyższym zdjęciu). To włoskie buty, w których Włosi latem chodzą od lat. I od lat wyglądają tak samo dobrze. Ja mam jeden model w dwóch wersjach - płóciennej i z białej skóry. Są smukłe, zgrabne, wygodne i porządnie wykonane.

Japonki lub klasyczne klapki

Mam bardzo szczupłą stopę, niemal wszystkie występujące na rynku sandały i klapki są na mnie za szerokie. Zawsze latem mam parę japonek - na plażę, po domu…


Sandały


Mam taki widok plażowiczów: wszyscy w japonkach, jak jeden mąż, panowie ewentualnie w plastikowych klapkach albo topornych sandałach. Japonki - niestety - to buty prowizorka, które można tolerować z racji urlopu, ale tradycyjne sandały wyglądają już znacznie bardziej elegancko.

Sandały na obcasie

Latem nie noszę zabudowanych szpilek. Gdy tylko temperatura pozwala, zamieniam je na sandały na obcasie. Zawsze chodzi o wariację tego samego modelu: czarne, z paskiem w poprzek palców i zapinane wokół kostek. Lekkie, pasujące do bardziej eleganckich sukienek. Gdy każdy z wcześniej wymienionych butów będzie obciachem i zepsuje naszą wyjściową sukienkę, te sandałki sprawdzą się zawsze.